Baśnie braci Grimm – Roztropny Jaś
17 listopada 2020Jasiowa matka pyta:
– Dokąd idziesz, Jasiu?
Jaś odpowiada:
– A do Małgosi.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
Przychodzi Jaś do Małgosi:
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu! Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
Małgosia daje Jasiowi igłę. Jaś mówi:
– Bywaj z Bogiem, Małgoś.
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Jaś bierze igłę, wtyka ją w furę siana i idzie za furą do domu.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem, to ona mi dała.
– Cóż ci Małgosia dała?
– Dała mi igłę.
– Gdzie masz tę igłę, Jasiu?
– Wetknąłem ją w furę siana.
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było wetknąć igłę w rękaw.
– To nic, matko. Na drugi raz lepiej się sprawię.
– Dokąd idziesz, Jasiu?
– A do Małgosi, matko.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Przychodzi Jaś do Małgosi.
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu. Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
Małgosia daje Jasiowi nóż.
– Bywaj z Bogiem, Małgoś.
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Jaś bierze nóż, wtyka go sobie w rękaw i idzie do domu.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem, to ona mi dała.
– Cóż ci Małgosia dała?
– Dała mi nóż.
– Gdzie masz ten nóż, Jasiu?
– Wetknąłem go w rękaw.
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było włożyć nóż do kieszeni.
– To nic. Na drugi raz lepiej się sprawię.
– Dokąd idziesz, Jasiu?
– A do Małgosi, matko.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Przychodzi Jaś do Małgosi.
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu. Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
Małgosia daje Jasiowi koźlątko.
– Bywaj z Bogiem, Małgoś.
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Jaś bierze koźlątko, związuje mu nóżki i wkłada do kieszeni. Nim zaszedł do domu, koźlątko się udusiło.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem, to ona mi dała.
– Cóż ci Małgosia dała?
– Dała mi koźlątko.
– Gdzie masz to koźlątko, Jasiu?
– Włożyłem je do kieszeni.
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było prowadzić koźlątko na sznurku.
– To nic. Na drugi raz lepiej się sprawię.
– Dokąd idziesz, Jasiu?
– A do Małgosi, matko.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Przychodzi Jaś do Małgosi.
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu. Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
Małgosia daje Jasiowi kawałek słoninki.
– Bywaj z Bogiem, Małgoś.
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Jaś bierze słoninkę, owiązuje ją sznurkiem i ciągnie za sobą. Zbiegły się psy i słoninkę zeżarły. Kiedy Jaś przyszedł do domu, został mu w ręku tylko sznurek, nic więcej.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem, to ona mi dała.
– Cóż ci Małgosia dała?
– Dała mi kawałek słoninki.
– Gdzie masz tę słoninkę, Jasiu?
– Prowadziłem ją na sznurku i psi ją zeżarli
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było nieść słoninkę na głowie.
– To nic. Na drugi raz lepiej się sprawię.
– Dokąd idziesz, Jasiu?
– A do Małgosi, matko.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Przychodzi Jaś do Małgosi.
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu. Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
Małgosia daje Jasiowi cielę.
– Bywaj z Bogiem, Małgoś.
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Jaś bierze cielę, wkłada je sobie na głowę, a cielę kopie go po twarzy.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem, to ona mi dała.
– Cóż ci Małgosia dała?
– Dała mi cielę.
– Gdzie masz to cielę, Jasiu?
– Wsadziłem je sobie na głowę i całą gębę mi pokopało.
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było prowadzić cielę za sobą i postawić przy żłobie.
– To nic. Na drugi raz lepiej się sprawię.
– Dokąd idziesz, Jasiu?
– A do Małgosi, matko.
– Spraw się aby dobrze, Jasiu!
– Sprawię się dobrze. Bywaj z Bogiem, matko!
– Bywaj z Bogiem, Jasiu!
Przychodzi Jaś do Małgosi.
– Jak się masz, Małgoś!
– Jak się masz, Jasiu! Co dobrego przynosisz?
– Ja nic nie przynoszę, to ty mi coś daj.
A Małgosia na to:
– Sama z tobą pójdę.
Jaś bierze Małgosię, zawiązuje jej sznur wokół szyi, prowadzi ją za sobą i stawia przy żłobie. Po czym idzie do matki.
– Dobry wieczór, matko!
– Dobry wieczór, Jasiu! Skąd to, synku, wracasz?
– Wracam od Małgosi.
– A co jej zaniosłeś?
– Nic jej nie zaniosłem.
– A co ci Małgosia dała?
– Nic mi nie dała, sama ze mną przyszła.
– I gdzieś ty ją zostawił?
– Przyprowadziłem ją na sznurze, uwiązałem przy żłobie i zarzuciłem jej trawy za drabinkę.
– Głupioś zrobił, Jasiu, trzeba było co i raz rzucać na nią czułym oczkiem.
– To nic, zaraz się lepiej sprawię.
Poszedł Jaś do obory, powykłuwał wszystkim cielętom i baranom oczy i rzucił je Małgosi w twarz. Małgosia wpadła w złość, urwała się ze sznura i uciekła, a była przecież Jasiową narzeczoną.
No tags for this post.