Baśnie braci Grimm – Złota gęś
11 grudnia 2020Tadeusz, bynajmniej nie zdziwiony tymi słowami postąpił tak, jak mu poradził leśny czarodziej. Wśród korzeni drzewa, które ściął drwal, znalazł żywą złotą gęś. Wsunął ją sobie za pazuchę i ruszył do domu. Nie wiadomo dlaczego, ale dość że zabłądził. W środku nocy dotarł do jakieś obcej wsi. Na szczęście gospoda była jeszcze otwarta i młody drwal wszedł do środka. – Coś do jedzenia dla mnie i dla złotej gęsi. – Złożył zamówienie. – Kawałek dla ciebie i kawałek dla mnie. – Mówił, dzieląc się z gęsią. Córki karczmarza przyszły popatrzeć na tę dziwną scenę. – Dlaczego jesteś taki dobry dla tej gęsi? – Odważyły się zapytać. – Bo to gęś czarodziejska. – Odpowiedział Tadeusz. – Warta majątek. Proszę o bezpieczny pokój, nie chcę, żeby mnie ktoś obrabował. W nocy siostry się namówiły, że ukradną gęsi jedno złote pióro. Jeśli ptak jest czarodziejski, to i jego pióro jest bezcenne – uznały. W momencie gdy jedna z dziewczyn dotknęła gęsiego ogona, jej ręka przyrosła do piór i w żaden sposób nie dało się jej oderwać.
Cichutko zawołała siostry, a gdy próbowały jej pomóc, przyrosły jedna do drugiej. W chwilę później Tadeusz się obudził. – Powiedz, jak mamy się uwolnić? – Chlipały wystraszone dziewczęta. – Wyruszam w drogę z moją gęsią. – Odpowiedział drwal. – Żal mi was, że przyrosłyście do niej, ale niestety musicie pójść ze mną. – A cóż to znowu? – zawołał karczmarz na widok osobliwego orszaku. Złapał jedną z córek za ramię, a była to ostatnia rzecz, jaką należało zrobić. Bo i jemu także przyszło dołączyć do zrośniętego korowodu. Podobny los spotkał wścibską wiejską plotkarkę, zażywnego wikarego i piekarza, który położył rękę na ramieniu wikarego, gdy ten przechodził obok. Na samym końcu orszaku znajdował się pewien strażnik miejski, który usiłował zatrzymać tę dziwną procesję. Ludzie zaśmiewali się widząc jak z całym korowodem Tadeusz przechodził prze miasto.
W pobliżu wioski, w której Tadeusz spędził noc, stał królewski pałac. Król miał jedno poważne zmartwienie. Jego córka cierpiała na dziwną chorobę, z której nikt nie potrafił jej uleczyć. Była ciągle smutna. Tak się akurat złożyło, że tego dnia królewna wybrała się na przejażdżkę karetą. Właśnie przechodził tamtędy drwal z gęsią pod pachą, a w ślad za nim, chcąc – nie chcąc, kroczył sznur zrośniętych ze sobą osób. Kiedy królewna zobaczyła, co się dzieje, wybuchnęła śmiechem. Wszyscy się zdumieli, po raz pierwszy słysząc śmiech królewny. Ona zaś wyszła z karety, żeby przyjrzeć się złotej gęsi i już za chwilę była doczepiona do strażnika. Śmiejąc się i rozmawiając cała procesja, udała się w kierunku królewskiego pałacu. A tłumy za nią. Kiedy król zobaczył, córkę pokładającą się ze śmiechu nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Coś podobnego! Zdumiewające! – Powtarzał. Mimo ogólnej wesołości sprawa wyglądała jednak dość poważnie. Lecz po chwili w tłumie pojawił się dziwny starzec z białą brodą, w wysokim szpiczastym kapeluszu. Trzykrotnie pstryknął palcami, a wtedy wszyscy poodczepiali się od siebie. Drwal właśnie miał podziękować leśnemu czarodziejowi, kiedy ów tajemniczy starzec rozpłynął się w powietrzu. A Tadeusz poślubił królewnę.