Baśnie braci Grimm – Paluch
26 listopada 2020Był sobie pewien biedny chłop, który wieczorami siedział przy piecu i podsycał ogień, a jego żona siedziała i przędła. A wtedy mawiała: „Jakie to smutne, że nie mamy dzieci! Tak u nas cicho, a w innych domach gwarno i wesoło.” – „Tak,” odpowiedziała żona i westchnęła,, „Gdybyśmy mieli choć jedno, niechby nawet było takie jak kciuk, byłabym szczęśliwa, kochalibyśmy je z całego serca.” A zdarzyło się, że kobieta stała się chorowita, a po siedmiu miesiącach powiła dziecię, jak trzeba we wszystkich członkach, ale nie większe niż kciuk. Powiedzieli zatem: „Stało się, jak chcieliśmy, będzie naszym ukochanym dzieckiem,” i nazwali go podług jego postaci Paluchem. Nie pozwalali, by brakło mu jedzenia, lecz dziecko nie rosło, było takie, jak w pierwszej godzinie, lecz rozumnie patrzało mu z oczu i wnet okazało się ,że jest stworzeniem mądrym i zwinnym, a szczęściło mu się we wszystkich, czego się tknął.
Chłop gotował się pewnego dnia, by iść do lasu drzewa rąbać, a wtedy powiedział do siebie: „gdybym tylko miał kogoś, kto by mi wóz przyprowadził.” – „Ojcze,” zawołał Paluch, „przyprowadzą ci wóz, może się na to zdać, w swoim czasie będzie w lesie.” Chłop uśmiał się i rzekł „jak to ma być, jesteś za mały, by utrzymać konia w cuglach.” – „Nie szkodzi, ojcze, jeśli tylko matka go zaprzęgnie, usiądę koniowi w uchu i będę wołał, jak ma iść.” –”No,” odpowiedział ojciec, „raz możemy spróbować.”
Gdy wybiła godzina, kobieta zaprzęgła konia, Palucha zaś wsadziła koniowi do ucha, a potem maluch wołał, jak koń ma iść „wiśta, hetta, wio, a wszystko szło, jak należy, jak u mistrza, wóz zaś jechał drogą prosto do lasu. Zdarzyło się, gdy właśnie brał zakręt, a maluch zawołał: „wiśta, wiśta, że nadeszło dwóch nieznanych ludzi. „Ty, ” rzekł jeden, „co to? Jedzie wóz, a woźnica woła do konia, lecz wcale go nie widać.” – „Nieczyste to jakieś sprawki,” rzekł drugi, „pójdziemy za wozem i zobaczymy, gdzie się zatrzyma.” A wóz dojechał do lasu, prosto do miejsca, gdzie rąbano drwa. Gdy Paluch dojrzał swojego ojca, zawołał doń: „Widzisz ojcze, jestem z wozem, teraz mnie ściągnij na dół” Ojciec złapał konia lewą ręką , a synka wyciągnął z końskiego ucha prawą. Ten zaś wesoło usiadł na słomce. Gdy dwóch obcych ludzi ujrzało Palucha, ze zdziwienia nie wiedzieli, co powiedzieć. Wziął tedy jeden drugiego na stronę i rzekł „Słuchaj, ten mały jegomość może byś naszym szczęściem, jeśli weźmiemy go do wielkiego miasta i będziemy pokazywać za pieniądze, kupimy go.” Podeszli do chłopa i rzekli: „Sprzedaj nam tego małego człowieka. Będzie miał u nas dobrze.” – „Nie,” odrzekł ojciec, „To serce moje, za całe złoto tego świata nie jest na sprzedaż!” Lecz Paluch, gdy usłyszał o handlu, wspiął się po fałdzie surduta do góry, stanął mu na ramionach i szepnął do ucha „Ojcze, oddaj mnie, jakoś do ciebie wrócę.” Oddał go więc ojciec obu mężczyznom za ładny kawał grosza.. „Gdzie chcesz siedzieć?” rzekli do niego, „postawcie mnie na brzegu waszego kapelusza, będę sobie chodził tam i tu i oglądał, okolicę a na pewno nie spadnę.” Zrobili podług jego woli, a gdy Paluch pożegnał się z ojcem, wyruszyli z nim w drogę. Szli, aż poczęło ciemnieć, wtedy rzekł mały: „Zdejmijcie mnie na dół, mam potrzebę.” – „Zostań na górze,” rzekł, człowiek, na którego głowie siedział, „nic mi z tego, ptaki też czasem coś mi spuszczą na głowę.” – „Nie,” rzekł Paluch, „wiem, co się godzi, zdejmijcie mnie natychmiast na dół.” Człowiek ów zdjął kapelusz i postawił małego na polu przy drodze, on zaś skoczył i łaził wzdłuż skiby, a potem nagle wskoczył do mysiej nory, którą sobie wyszukał. „Dobrego wieczoru, moi panowie, idźcie do domu beze mnie,” zawołał do nich i śmiał się z nich. Biegali przy tym i wbijali kije w mysią dziurę, lecz trud był daremny, Paluch był bowiem coraz dalej, a gdy już całkiem było ciemno, musieli ruszyć do domu ze złością i pustą sakwą.
Gdy Paluch zobaczył, że poszli, wylazł z podziemi: „To niebezpiecznie chodzić po polu w ciemności,” rzekł, „łatwo sobie złamać nogę i przetrącić kark.” Na szczęście trafił na pusty domek ślimaka. „Chwała Bogu,” rzekł, „Mogę tu bezpiecznie spędzić noc” i wszedł do środka. Niedługo, potem gdy już zasypiał, usłyszał, jak przechodzi dwóch ludzi, a jeden z nich mówił „Jak mamy to zrobić, by bogatego plebana obrabować ze złota i srebra?” – „Mogę ci powiedzieć,” wtrącił Paluch. „Co to było?” rzekł przestraszony złodziej, „słyszałem, jak ktoś mówi.” Stanęli i nasłuchiwali, a Paluch mówił dalej „Weźcie mnie ze sobą, to wam pomogę.” – „A gdzie jesteś?” – „Szukajcie na ziemi i zważajcie, skąd idzie głos” odpowiedział.” Złodzieje znaleźli go w końcu i podnieśli do góry. „A ty mały łotrze, i ty chcesz nam pomóc!” rzekli- „Patrzcie,” odpowiedział, wejdę między żelaznymi prętami do izby plebana i podam wam, czego będziecie chcieli.” – „Dobra,” rzekli, „zobaczymy, co potrafisz.” Gdy doszli do plebanii, Paluch wkradł się do izby, ale od razu krzyknął co sił: „Chcecie mieć, co tu jest? Złodzieje wystraszyli się i rzekli: „Mów cicho, żeby nikt się nie zbudził.” Lecz Paluch robił tak, jakby był nie zrozumiał i zawołał na nowo: „Co chcecie? Chcecie wszystkiego, co tu jest?” Usłyszała to kucharka, która spała w izbie obok, podniosła się w łóżku i nasłuchiwała. Złodzieje ze strachu cofnęli się jednak, w końcu odzyskali odwagę i pomyśleli. „Ten mały jegomość się z nami drażni.” Wrócili więc i szepnęli do niego_ „A teraz na poważnie, podaj nam coś.” A Paluch krzyknął jeszcze raz, najgłośniej jak mógł „Wszystko wam podam, wyciągnijcie tylko ręce.” Usłyszała to nasłuchująca dziewczyna, wyskoczyła z łóżka i rzuciła się w drzwi. Złodzieje uciekli i biegli, jakby mieli za sobą dzikich myśliwców, a dziewczyna nie mogąc niczego dostrzec, poszła zapalić świecę. Gdy przyszła ze świecą, Paluch, nie czekając, aż go zobaczy, poszedł do stodoły, dzieweczka zaś przeszukawszy wszystkie kąty, poszła w końcu do łóżka i zdawało jej się, że śniła przy otwartych oczach i uszach.
Paluch obszedł parę ździebełek siana i znalazł sobie piękne miejsce do spania, chciał odpocząć, aż nadejdzie dzień, by potem wrócić do swoich rodziców. Musiał jednak doświadczyć innych rzeczy! Tak, na tej ziemi jest smutek i nędza! Dziewka wstała z łóżka, gdy zaczął szarzeć dzień by nakarmić bydło. Jej pierwsze kroki prowadziły do stodoły, gdzie nałożyła na ramię kupę siana i to dokładnie tą, w której leżał i spał biedny Paluch. A spał tak mocno, że niczego nie spostrzegł i nie obudził się, aż trafił do krowiego pyska, która to chwyciła go razem z sianem. „O Boże,” zawołał, „Trafiłem w żarna!,” lecz wnet spostrzegł, gdzie jest. Musiał teraz uważać by nie trafić między krowie zęby i nie zostać między nimi zmielony, a potem jeszcze ześlizgnął się wraz z sianem do samego żołądka. „Ktoś zapomniał okna w tej izdebce,” rzekł, „i nie świeci słońce do środka, światła też nie przyniosą.” Kwatera w ogóle mu się nie podobała, a najgorsze było to, że w drzwi wchodziło, wciąż nowe siano i miejsca było coraz mniej. W końcu zawołał w strachu najgłośniej, jak tylko umiał: „Nie dawajcie mi już świeżego żarcia, nie dawajcie mi już świeżego żarcia” Dziewka doiła właśnie krowę, a gdy usłyszała głos, nie widząc nikogo, a był to ten sam głos, który słyszała w nocy, wystraszyła się, że spadła ze stołka i rozlała mleko. Pobiegła prędko do swego pana i zawołała: „Księże proboszczu, krowa gadała.” – „Zwariowałaś, „odpowiedział pleban, lecz mimo to sam poszedł do obory, by sprawdzić, co się dzieje. Ledwo jednak przestąpił nogą, Paluch zawołał na nowo: „Nie dawajcie mi już świeżego żarcia, nie dawajcie mi już świeżego żarcia” I wtedy pleban sam się wystraszył, myślał, że to zły duch opętał krowę i kazał ją zabić. Zabili ją więc, a żołądek, gdzie siedział Paluch, wyrzucili na gnój. Z wyjściem miał wielki kłopot, udało mu się tyle, że miał więcej miejsca, gdy jednak chciał już wyściubić głowę, przypętało się nowe nieszczęście. Przybiegł głodny wilk i połknął cały żołądek na raz. Paluch nie stracił jednak ducha, „Może,” pomyślał, „da się pogadać z wilkiem,, „I zawołał do niego ze środka brzucha: „Drogi wilku, wiem, gdzie jest cudne żarcie.” – „Skąd je wziąć?” zapytał wilk. „W tym i w tym domu, musisz wejść do rynsztoka, znajdziesz tam ciasto, sadło i kiełbasę, a ile tylko będziesz chciał,” i opisał mu dokładnie dom swego ojca. Wilk nie dał sobie dwa razy powtarzać, wlazł nocą do rynsztoka ż żarł w spiżarni ile serce zapragnie. A gdy się nasycił, chciał uciec, ale był za gruby, by wrócić tą samą drogą. Na to właśnie liczył paluch i zaczął strasznie hałasować w wilczym cielsku, szalał i krzyczał, ile wlezie.. „Będziesz cicho!?” rzekł wilk, „pobudzisz ludzi.” – „I co” odpowiedział mały, „nażarłeś się, ja też się chcę zabawić,” i zaczął od nowa krzyczeć ze wszystkich sił. Zbudzili się od tego jego ojciec i matka, pobiegli do komory i zajrzeli przez szparę. Gdy zobaczyli, że w środku jest wilk, uciekli, mężczyzna poszedł po siekierę, a kobieta po kosę. „Zostań z tyłu,” rzekł mężczyzna, gdy weszli do komory, „jak zadam mu cios i nie zdechnie od tego, musisz ty przywalić i rozciąć mu cielsko.” Paluch usłyszał głos ojca i zawołał „drogi ojcze, jestem tu, w wilczym cielsku.” A ojciec rzekł pełen radości: „Chwała Bogu, nasze dziecko się znalazło,” i kazał żonie odłożyć kosę by nie uszkodzić Palucha. Potem wszedł i uderzył wilka w łeb, że padł zdechły na miejscu, potem poszukali noża i nożyc, rozcięli mu cielsko i wyciągnęli małego. „Ach,” rzekł ojciec, „aleśmy się o ciebie martwili! – „Tak, ojcze, dożo chodziłem po świecie, Bogu dzięki znów mogę złapać świeżego powietrza.” – „A gdzieżeś to bywał?” – „Ach, ojcze, byłem w mysiej norze, w brzuchu krowy i wilka, a teraz zostanę z wami.” – „A my cię nie sprzedamy za wszystkie bogactwa tego świata,” powiedzieli rodzice, utulili i ucałowali swego kochanego Palucha. Dali mu jeść i pić, dali mu zrobić nowe odzienie, bo jego zniszczyły się w podróży.
No tags for this post.