Baśnie braci Grimm – „O dzielnym krawczyku”

Baśnie braci Grimm – „O dzielnym krawczyku”

21 października 2020 0 przez 4parents

Pew­nego let­niego poranka sie­dział kraw­czyk na swoim stole przy oknie, dobry miał nastrój i szył co sił. Ulicą szła chłopka i wołała: „Dobry mus sprze­daję, dobry mus!”

Sło­dziutko to zabrzmiało w uszach kraw­czyka. Swą deli­katną głowę wysta­wił przez okno i zawo­łał: Na górę, dobra kobieto, tu pozbę­dzie­cie się towaru

Kobieta wspięła się trzy pię­tra do góry ze swoim cięż­kim koszem do kraw­czyka. Musiała wyło­żyć przed nim wszyst­kie garnki. Oglą­dał je, podno­sił do góry trzy­mał przed nosem, aż wresz­cie rzekł: „Ten mus musi być dobry, zważ­cie mi cztery łuty, dobra kobieto, może być nawet pół funta jak dla mnie. „

Kobieta, która miała nadzieję na dobry utarg, dała mu, czego żądał, ale ode­szła zła pomru­ku­jąc.

No, ten mus nie­chaj Bóg bło­go­sławi,” zawo­łał kraw­czyk, „a niech przyda mi sił,” przy­niósł chleb z szafy, ukroił sobie pajdę przez cały bochen, na wierzch posma­ro­wał mus. „To nie będzie gorz­kie,” powie­dział, „ale naj­pierw niech skoń­czę kaftan, zanim ugryzę. „

Poło­żył chleb obok sie­bie, szył dalej, a z rado­ści robił coraz więk­sze ściegi. Zapach słod­kiego musu dole­ciał do ściany, gdzie sie­działo wiele much, przy­cią­gał je, że chma­rami sia­dały na chleb. „A kto Was pro­sił?” rzekł kraw­czyk, odga­nia­jąc nie­pro­szo­nych gości. Muchy jed­nak nie rozu­miały po nie­miecku i odgo­nić się nie dały. Przy­la­ty­wały za to w jesz­cze więk­szym towa­rzy­stwie. Kraw­czykowi, jak to się mówi, usia­dła wresz­cie wesz na wątro­bie, wycią­gnął z kąta starą szmatę i „Pocze­kaj­cie, ja Wam dam!” trzep­nął bez­li­to­śnie. Kiedy zabrał szmatę i poli­czył, na chle­bie nie leżało mniej niż sie­dem mar­twych z wycią­gnię­tymi nóż­kami.

” Ale z Cie­bie zuch!” rzekł i sam podzi­wiał swoją odwagę. „Całe mia­sto musi się o tym dowie­dzieć. „I w pośpie­chu wyciął sobie kraw­czyk pas i wyszył na nim wiel­kimi lite­rami „Sie­dem za jed­nym zama­chem!

” Co tam mia­sto!”mówił dalej, „Niech dowie się cały świat!” A serce trzę­sło się w nim jak ogo­nek baranka. Kra­wiec zawią­zał pas wokół sie­bie, chciał pójść w świat, bo sądził, że warsz­tat jest zbyt mały jak na jego odwagę. Zanim ruszył, prze­szu­kał dom, czy nie ma w nim nic, co mógłby zabrać ze sobą. Nie zna­lazł nic prócz sta­rego sera, który scho­wał. Przed bramą zoba­czył ptaka, który zaplą­tał się w krzaki, scho­wał go do torby razem z serem.

Cały świat zło­żył dziel­nie u swych nóg, a ponie­waż był lekki i chyży, nie czuł zmę­cze­nia. Droga pro­wa­dziła go na górę, a gdy doszedł już do naj­wyż­szego szczytu, sie­dział tam potężny olbrzym i roz­glą­dał się powoli wokół sie­bie. Kraw­czyk pod­szedł do niego dziel­nie, zagad­nął go i rzekł: „Dzień dobry, kam­ra­cie! Co tak sie­dzisz i patrzysz w daleką drogę? Wła­śnie ruszy­łem w świat i chcę się spró­bo­wać. Chcesz iść ze mną?”

Olbrzym spoj­rzał na kraw­czyka z pogardą i rzekł: „Ty dzia­dygo! Ty nędz­niku!”

”A to Ci dopiero!”odrzekł kraw­czyk i roz­piął sur­dut, poka­zu­jąc olbrzy­mowi pas. „Tu możesz sobie prze­czy­tać, co ze mnie za człek. „

Olbrzym czy­tał „Sie­dem za jed­nym zama­chem” i myślał, że cho­dzi o ludzi, któ­rych kraw­czyk poza­bi­jał. Nabrał tro­szeczkę sza­cunku przed małym czło­wiecz­kiem. Ale chciał go naj­pierw spraw­dzić, wziął kamień i ści­snął go, że aż woda kapać poczęła.

” Zrób to, co ja,” rzekł olbrzym, „jeśli siły Ci star­czy. „

Tylko tyle?” powie­dział kraw­czyk? „to dla takich jak ja, dzie­cinna zabawa,” chwy­cił za torbę, wyjął kawa­łek mięk­kiego sera i ści­snął, aż pociekł sok. „Ujdzie?” rzekł, „Było troszkę lepiej?”

Olbrzym nie wie­dział, co powie­dzieć, lecz wciąż nie wie­rzył małemu czło­wiecz­kowi. Pod­niósł zatem kamień i rzu­cił tak wysoko w górę, że ledwo można go było doj­rzeć oczami.

No, kur­czaczku, zrób to samo. „

Czytaj więcej  Baśnie Braci Grimm - Trzech Leniuchów

Dobry rzut,”rzekł kra­wiec, „ale ten kamień w końcu spadł na zie­mię. A ja rzucę Ci takiego, że ni­gdy nie wróci. „Chwy­cił za torbę, wziął ptaszka i rzu­cił go w górę. Pta­szek, rad z wol­no­ści, wzbił się wysoko, odle­ciał i już nie wró­cił. „Jak Ci się podoba ta sztuczka, kam­ra­cie?” zapy­tał kra­wiec.

Rzu­cać umiesz,” rzekł olbrzym, „ale zobaczmy, czy umiesz unieść coś porząd­niej­szego. „Popro­wa­dził kraw­czyka do wiel­kiego dębu, który powa­lony leżał na ziemi i rzekł. „Jeśli star­czy Ci siły, pomóż mi wynieść to drzewo z lasu. „

Chęt­nie,”odpowie­dział mały czło­wiek, weź jeno pień na plecy, a ja poniosę gałę­zie i konary., to jest prze­cież naj­cięż­sze. „

Olbrzym wziął na plecy pień, a kra­wiec usiadł na gałęzi. Olbrzym, który nie mógł się obej­rzeć, musiał nieść całe drzewo i jesz­cze kraw­czyka na górze. Sie­dział z tyłu wesoły i w dobrym nastroju, gwiz­dał sobie pio­se­neczkę „Jechało sobie trzech kraw­ców przez bramę,” jakby nosze­nie drzew naprawdę było dzie­cinną zabawą. Olbrzym cią­gnął drzewo spory kawa­łek, ale w końcu już nie mógł i rzekł: „Słu­chaj, muszę puścić drzewo. „Kra­wiec szybko zesko­czył, chwy­cił drzewo obiema rękami, jakby go niósł i rzekł do olbrzyma: „Taki z Cie­bie chłop na schwał, a nie możesz unieść drzewa. „

Dalej poszli razem, a gdy przecho­dzili obok wiśni, olbrzym chwy­cił za koronę drzewa, gdzie rosły naj­do­rod­niej­sze owoce, ugiął ją, podał kraw­czykowi do ręki, aby sobie pojadł. Kraw­czyk był zbyt słaby, by utrzy­mać drzewo, więc kiedy olbrzym je puścił, drzewo poszło do góry, a kra­wiec poszy­bo­wał w powie­trze. Kiedy spadł bez szkody na zie­mię, rzekł olbrzym: „Co jest? Nie masz siły potrzy­mać tego lichego badyla?

Sił mi nie brak,”odpowie­dział kraw­czyk, „myślisz, że to kło­pot dla kogoś, kto zabił sie­dem za jed­nym zama­chem?” Sko­czy­łem przez drzewo, bo myśliwi strze­lali w krzaki. Skacz jak ja, jeśli potra­fisz. „

Olbrzym spró­bo­wał, ale nie mógł prze­sko­czyć drzewa, zawisł jeno na gałę­ziach, kraw­czyk zacho­wał więc prze­wagę. „

Olbrzym rzekł: „Jeśli odwagi Ci nie brak, to chodź do naszej groty i prze­no­cuj u nas. „

Kra­wiec przy­stał na to i poszedł za nim. Gdy doszli do groty, sie­działy tam inne olbrzymy przy ogniu, a każdy trzy­mał w ręku pie­czoną owcę i ją jadł. Kraw­czyk rozej­rzał się i pomy­ślał: „Dużo tu wszystko więk­sze niż w moim warsz­ta­cie.

Olbrzym poka­zał mu łóżko i rzekł, że ma się poło­żyć i wyspać. Dla kraw­czyka łóżko było jed­nak zbyt wiel­kie i nie poło­żył się w nim, lecz wci­snął się w jakiś kąt. Gdy nade­szła pół­noc, olbrzym myślał, że kraw­czyk leży w głę­bo­kim śnie, wstał więc wziął żela­zny pręt i jed­nym ude­rze­niem prze­ciął łóżko na pół i sądził już, że uka­tru­pił małą gnidę. Wcze­snym ran­kiem olbrzymy poszły do lasu, a o kraw­czyku cał­kiem zapo­mnieli. Wtem się zja­wił rado­sny i zuch­wały. Olbrzymy wystra­szyły się, że ich poza­bija i ucie­kły w wiel­kim pośpie­chu.

Kraw­czyk szedł dalej, zawsze za czub­kiem swo­jego nosa. Po dłu­giej wędrówce tra­fił do pew­nego kró­lew­skiego pałacu, a ponie­waż zmę­czony był okrut­nie, poło­żył się w tra­wie i zasnął. Kiedy tak leżał, przy­szli ludzie, obej­rzeli go ze wszyst­kich stron i prze­czy­tali na pasie: „Sie­dem za jed­nym zama­chem. „

Ach, powie­dzieli, „Czego szuka ten wojenny boha­ter w środku pokoju? To musi być potężny pan. „

Poszli i opowie­dzieli wszystko kró­lowi, bo myśleli, że kiedy wybuch­nie wojna, będzie to ważny i uży­teczny czło­wiek, któ­rego nie można wypu­ścić za wszelką cenę. Kró­lowi spodo­bała się rada i posłał jed­nego ze swych dwo­rzan do kraw­czyka, by mu zapro­po­no­wał kró­lew­ską służbę, kiedy się obu­dzi.

Poseł stał przy śpio­chu i cze­kał, aż prze­cią­gnie wszyst­kie członki i otwo­rzy oczy, w końcu prze­ka­zał mu ofertę.

Czytaj więcej  Jan Brzechwa - "Tańcowała igła z nitką"

Wła­śnie dla­tego tu przy­by­łem,” odpowie­dział kraw­czyk, „jestem gotów wstą­pić w służbę kró­lowi” Tak więc został przy­jęty z hono­rami, przy­dzie­lono mu też wyjąt­kowe miesz­ka­nie.

Wojacy byli jed­nak kraw­czykowi nie­przy­chylni i życzyli sobie, by był gdzieś o tysiące mil dalej.

Co to będzie,” mówili mię­dzy sobą, „Jeśli doj­dzie z nim do swary, gdy przy­łoży, pad­nie sied­miu za jed­nym zama­chem. Nikt z nas, nie stawi mu w walce czoła. „

Posta­no­wili więc, że wszy­scy pójdą do króla i popro­szą o zwol­nie­nie ze służby. „

Nie jeste­śmy stwo­rzeni,” powie­dzieli, „by rów­nać się, czło­wiekowi, który pobije sied­miu na raz. „

Król był smutny, że z powodu tego jed­nego, straci swe wierne sługi i życzył sobie, by jego oczy ni­gdy go nie ujrzały. Chęt­nie by się z nim roz­stał, ale się bał, że wymor­duje cały jego lud i sam zasią­dzie na tro­nie. Zasta­na­wiał się długo, aż wresz­cie zna­lazł radę. Wysłał posłańca do kraw­czyka i kazał mu powie­dzieć, że ponie­waż jest tak wiel­kim boha­terem, składa mu pro­po­zy­cję. W lesie jego kraju usadowiło się dwóch olbrzy­mów, któ­rzy rabun­kiem, mor­dem i ogniem sieją znisz­cze­nie. Nikt nie może się do nich zbli­żyć, nie wysta­wia­jąc się jed­no­cze­śnie na nie­bez­pie­czeń­stwo utraty życia. Jeśliby zwy­cię­żył obu i ich zabił, oddałby mu swą córkę za żonę i pół kró­le­stwa w posagu, a dla wspar­cia wyśle mu jesz­cze stu jeźdźców.

To by było coś dla czło­wieka jak Ty,” pomy­ślał kraw­czyk, nie codzien­nie ofe­rują czło­wiekowi kró­lewnę i pół kró­le­stwa do tego.

” O tak,” odpowie­dział, „Poskro­mię tych olbrzy­mów i nie potrze­buję setki jeźdź­ców. Kto zabija sie­dem za jed­nym zama­chem, nie zlęk­nie się dwóch. „

Kraw­czyk ruszył w drogę, a setka jeźdź­ców ruszyła za nim. Kiedy dotarł na skraj lasu, rzekł do towa­rzy­szy: „Zostań­cie tu, sam roz­pra­wię się z olbrzy­mami. „

Wsko­czył do lasu, rozej­rzał się na prawo i lewo. Po chwili zoba­czył dwóch olbrzy­mów: leżeli pod drze­wem i spali i chra­pali przy tym, że aż konary gięły się w górę i w dół. Gdy był w środku, sunął się po gałęzi, aż zna­lazł się dokład­nie nad śpią­cymi. Jed­nemu z olbrzy­mów spusz­czał na piersi kamień za kamie­niem. Olbrzym, długo nic nie czuł, ale w końcu się obu­dził, szturch­nął kom­pana i rzekł: „Co mnie bijesz?”

Coś Ci się śni,”powie­dział drugi, „nie biję Cię. „

Znowu uło­żyli się do snu. Wtedy kraw­czyk rzu­cił kamie­niem w dru­giego.

Co to ma zna­czyć,” zawo­łał drugi, „Czemu we mnie rzu­casz?

Nie rzu­cam,”odpowie­dział drugi i wark­nął.

Kłó­cili się przez chwilę, a ponie­waż byli zmę­czeni, odpu­ścili sobie, oczy im się zamknęły na nowo. Kraw­czyk zaczął zaś zabawę od nowa, wyszu­kał naj­więk­szy kamień i całej siły cisnął w pierś pierw­szego.

Co za podłość!”krzyk­nął, sko­czył jak sza­lony na równe nogi, i rzu­cił kom­pa­nem o drzewo, że aż zadrżało. Drugi odpła­cił tą samą monetą i wście­kli się tak, że wyry­wali drzewa, lejąc jeden dru­giego aż w końcu obaj jed­no­cze­śnie padli mar­twi na zie­mię.

W tym momen­cie kraw­czyk zesko­czył.

Całe szczę­ście,”rzekł, „że nie wyrwali drzewa, na któ­rym sie­działem, ina­czej musiał­bym ska­kać na dru­gie jak wie­wiórka. Wycią­gnął swój miecz i zadał olbrzy­mom parę solid­nych cio­sów w pierś, potem wyszedł do jeźdź­ców i powie­dział: „Robota zała­twiona. Uka­tru­pi­łem oby­dwu, ale było ciężko, w roz­pa­czy wyry­wali drzewa i się bro­nili, ale nic im to nie mogło pomóc, gdy przycho­dzi taki jak ja, co bije sie­dem za jed­nym zama­chem. „

Nie jeste­ście ranni?” zapy­tali jeźdźcy?

Nie spadł mi z głowy włos,”odpowie­dział kra­wiec.

Jeźdźcy nie chcieli dać mu wiary i wje­chali w las. Zna­leźli tam olbrzy­mów toną­cych we wła­snej krwi, a dokoła leżały powy­ry­wane drzewa.

Kraw­czyk zażą­dał od króla obie­ca­nej nagrody, ten jed­nak żało­wał swej obiet­nicy i myślał od nowa, jak pozbyć się z głowy boha­tera.

Czytaj więcej  Baśnie braci Grimm - Muzykanci z Bremy

”Zanim dosta­niesz mą córkę i połowę kró­le­stwa,”rzekł do niego, musisz wyka­zać się jesz­cze jed­nym boha­terskim czy­nem. Po lesie biega jed­no­ro­żec i sieje szkodę i znisz­cze­nie. Musisz go zła­pać. „

Jed­no­rożca oba­wiam się jesz­cze mniej niż dwóch olbrzy­mów, sie­dem za jed­nym zama­chem to moje rze­mio­sło. „Zabrał ze sobą powróz i sie­kierę, poszedł w las a przy­dzie­lo­nym mu ludziom kazał cze­kać. Nie musiał długo szu­kać. Jed­no­ro­żec wkrótce się zja­wił i sko­czył na kraw­czyka, jakby chciał go od razu nadziać na swój róg. „Wol­nego, wol­nego!” rzekł, „tak szybko Ci to nie pój­dzie,” sta­nął i pocze­kał, aż zwie­rzę się zbliży, wtedy scho­wał się szybko za drzewo. Jed­no­ro­żec ude­rzył w drzewo z całych sił, wbi­ja­jąc swój róg tak głę­boko w pień, że nie miał sił go wyjąć i tak stał na uwięzi. „Mam Cię ptaszku,” rzekł kra­wiec, wyszedł zza drzewa, zało­żył jed­no­roż­cowi powróz na szyję, a sie­kierą uwol­nił róg z drzewa. A gdy wszystko było już w porządku, zapro­wa­dził zwie­rzę do króla.

Król nie chciał przy­stać na obie­caną nagrodę i wysta­wił go na trze­cią próbę. Kra­wiec miał zła­pać przed wese­lem dziką świ­nię, która w lesie wyrzą­dzała wiele szkód. Pomóc mu w tym mieli myśliwi.

Chęt­nie,”powie­dział kra­wiec, „to dzie­cinna igraszka. „

Myśli­wych nie zabrał do lasu i byli z tego zado­wo­leni, bo owa dzika świ­nia przy­wi­tała ich już parę razy tak, że nie mieli ochoty prze­żyć tego jesz­cze raz.

Gdy świ­nia zoba­czyła krawca, bie­gła na niego ze spie­nio­nym pyskiem ostrząc sobie zęby i chciała go powa­lić na zie­mię. Chyży boha­ter wsko­czył jed­nak do kaplicy, która stała w pobliżu, potem na okno i przez okno jed­nym susem na zewnątrz, świ­nia zaś bie­gła za nim. Kraw­czyk wysko­czył był już z okna i zamknął za nią drzwi. Sza­le­jące zwie­rze było w potrza­sku, zbyt cięż­kie i nie­zdarne, by wysko­czyć przez okno. Kraw­czyk przy­wo­łał myśli­wych, by na wła­sne oczy zoba­czyli więź­nia. Boha­ter udał się do króla, bo teraz czy chciał, czy nie, musiał speł­nić swą obiet­nicę, oddać mu córkę i pół kró­le­stwa. Gdyby wie­dział, że to nie boha­ter wojenny, ale zwy­kły kraw­czyk przed nim stoi, jesz­cze bar­dziej bola­łoby go serce. Wesele odbyło się w wiel­kim prze­py­chu i niewiel­kiej rado­ści, a z kraw­czyka zro­biono króla.

Po pew­nym cza­sie młoda kró­lowa usły­szała, jak jej mąż mówi przez sen: „Chłop­cze, zrób mi sur­dut i poła­taj spodnie, albo poczę­stuję Cię łok­ciem mię­dzy uszy. „Zmiar­ko­wała się wtedy, na jakiej uliczce jej mąż się zro­dził. Ran­kiem poskar­żyła się ojcu i pro­siła go, by pomógł jej uwol­nić się od męża, który jest nikim innym jak tylko zwy­kłym kraw­cem. Król pocie­szył ją i rzekł: „Następ­nej nocy nie zamy­kaj alkowy, moi słu­dzy będą cze­kać na zewnątrz, a gdy zaśnie, wejdą, zwiążą go i zaniosą na sta­tek, który w dale­kie światy popły­nie. „Zado­wo­lona była z tego żona, lecz miecz­nik króla, który wszystko sły­szał, sprzy­jał mło­demu panu i doniósł mu o spi­sku.

Pomie­szamy mu szyki,” rzekł kraw­czyk. Wie­czo­rem poło­żył się o zwy­kłej porze do łóżka z żoną. Gdy myślała, że już śpi, wstała, otwo­rzyła drzwi i poło­żyła się z powro­tem. Kraw­czyk, który tylko uda­wał, że śpi, zaczął wołać grom­kim gło­sem: „chłop­cze, zrób mi sur­dut i poła­taj spodnie, albo Cię łok­ciem mię­dzy uszy poczę­stuję. Zabi­łem sie­dem za jed­nym zama­chem, dwóch olbrzy­mów, por­wa­łem jed­no­rożca, zła­pa­łem dziką świ­nię i mam się bać tych, co cze­kają na mnie przed alkową!”

Gdy usły­szeli, co mówi kraw­czyk, oble­ciał ich wielki strach, bie­gli jakby obce woj­ska ich goniły i nie ważył się już żaden wystą­pić prze­ciw niemu.

Tak więc kraw­czyk był kró­lem po kres swych dni.