Baśnie braci Grimm – „Biały wąż”

Baśnie braci Grimm – „Biały wąż”

16 października 2020 0 przez 4parents

Dawno już temu żył pewien król, któ­rego mądrość sły­nęła w całym kraju. Nic nie było dla niego tajem­nicą i zdało się, jakoby o naj­taj­niej­szych rze­czach otrzy­my­wał skąd­siś wie­ści. Miał on jed­nak pewien dziwny zwy­czaj. Co dzień po obie­dzie, gdy uprząt­nięto już wszyst­kie potrawy i w jadalni nie było nikogo, kazał król zaufa­nemu słu­dze wno­sić jesz­cze jedną misę. Misa ta była jed­nak zakryta i nawet sługa sam nie wie­dział, co się w niej znaj­duje, i nikt na świe­cie nie wie­dział tego, gdyż król jadł z niej wów­czas dopiero, gdy był zupeł­nie sam.

Trwało to długi czas, aż razu pew­nego, gdy sługa odno­sił tajem­ni­czą misę, opa­dła go cie­ka­wość, któ­rej nie mógł się oprzeć, zaniósł więc misę do swej izdebki, zamknął sta­ran­nie drzwi i podniósł pokrywę. W misie leżał biały wąż. Na widok tej potrawy sługa nie mógł się oprzeć poku­sie skosz­to­wa­nia jej; odkroił kawa­łek i zjadł. Ale w tejże chwili usły­szał za oknem dziwny szept deli­kat­nych gło­si­ków. Pod­szedł do okna i zro­zu­miał, że to wró­ble roz­ma­wiają z sobą, opo­wia­da­jąc nowinki z pola i lasu. Skosz­to­wa­nie bia­łego węża wzbu­dziło w nim zdol­ność poj­mo­wa­nia mowy zwie­rząt.

Zda­rzyło się, że tegoż dnia zgi­nął kró­lo­wej naj­pięk­niej­szy jej pier­ścień i podej­rze­nie padło na owego zaufa­nego sługę, który wszę­dzie miał dostęp. Król wezwał go przed sie­bie i groź­nymi słowy zapowie­dział mu, iż jeśli do jutra nie wskaże sprawcy, spo­tka go kara śmierci. Nic nie pomo­gły zapew­nie­nia i przy­sięgi wier­nego sługi, że jest nie­winny.

W trwo­dze i smutku wyszedł sługa na dzie­dzi­niec, roz­my­śla­jąc o ratunku. Nad stru­my­kiem sie­działy kaczki muska­jąc sobie piórka dzio­bami i wio­dąc poufną roz­mowę. Począł się im przy­słu­chi­wać. Opo­wia­dały sobie wza­jem­nie, gdzie się dziś rano podzie­wały i co dobrego do jedze­nia zna­la­zły. Wtem rze­kła jedna z prze­ką­sem:

Czytaj więcej  Baśnie braci Grimm - "Słomka, węgielek i groch"

– Coś mi ciąży w żołądku, w pośpie­chu połknę­łam pier­ścień, który spadł do ogrodu z okna kró­lo­wej.

Gdy to sługa usły­szał, chwy­cił kaczkę za gar­dło, zaniósł do kucha­rza i rzekł:

– Czas by już tę kaczkę zarżnąć, dość jest tłu­sta.

Kucharz zwa­żył ją w ręku i odparł:

– Rację masz, dawno trzeba już było to zro­bić.

I zarżnął kaczkę, a gdy wyjęto z niej wnętrz­no­ści, zna­le­ziono w żołądku pier­ścień kró­lo­wej.

Sługa mógł teraz z łatwo­ścią udo­wod­nić swą nie­win­ność, król zaś chcąc mu wyna­gro­dzić krzywdę, uczy­nioną nie­słusz­nym posą­dze­niem, pozwo­lił mu pro­sić o wszelką łaskę i obie­cał naj­zasz­czyt­niej­sze sta­no­wi­sko na dwo­rze, jakiego tylko zapra­gnie. Ale sługa nie żądał niczego. Popro­sił tylko o konia i tro­chę pie­nię­dzy, gdyż posta­no­wił ruszyć w świat. Oczy­wi­ście prośbę jego speł­niono natych­miast.

Wkrótce po wyje­ździe z zamku kró­lew­skiego prze­jeż­dżał wierny sługa nad jezio­rem i spo­strzegł trzy rybki, które zaplą­tały się w wiklinę i nie mogły się dostać do wody. Choć powia­dają, że ryby nie mają mowy, mło­dzie­niec dosły­szał jed­nak ich żało­sną skargę, a że miał serce lito­ściwe, zsiadł z konia i wsa­dził trzech więź­niów na powrót do wody. Ryby zaplu­skały rado­śnie, wytknęły głowy i zawo­łały:

– Zapa­mię­tamy to i wywdzię­czymy Ci się kie­dyś, bo ura­to­wa­łeś nam życie!

Mło­dzie­niec ruszył dalej, a po pew­nym cza­sie wydało mu się, że sły­szy pod sobą deli­katny gło­sik, a kiedy się lepiej przy­słu­chał, zro­zu­miał, że to król mró­wek się skarży:

– Ach, gdy­by­śmy się wyzwo­liły od ludzi i zwie­rząt! Ten głupi koń dep­cze cięż­kimi kopy­tami mój biedny lud bez lito­ści!

Mło­dzie­niec zje­chał natych­miast na boczną ścieżkę, a król mró­wek zawo­łał za nim:

– Zapa­mię­tamy to i odwdzię­czymy Ci się!

Droga wio­dła teraz przez gęsty las. Wtem usły­szał mło­dzie­niec, jak para sta­rych kru­ków wyrzuca z gniazda swoje młode, woła­jąc:

– Precz stąd, dar­mo­zjady, nie będziemy Was dłu­żej kar­mić. Czas już, abyście sobie same znaj­do­wały poży­wie­nie!

Czytaj więcej  Jan Brzechwa - "Siedmiomilowe buty"

A biedne małe leżały na ścieżce i macha­jąc nie­do­łęż­nymi skrzy­deł­kami kwi­liły:

– Jakże my, nie­szczę­sne dzieci, mamy zna­leźć sobie poży­wie­nie, gdy nie umiemy jesz­cze fru­wać! Nie pozo­staje nam nic innego, jak umrzeć z głodu.

Wów­czas dobry mło­dzie­niec zsiadł z konia, zabił go i pozo­sta­wił mło­dym kru­kom do zjedze­nia. A młode zawo­łały za nim ura­do­wane:

– Zapa­mię­tamy ten Twój czy i odwdzię­czymy Ci się za to!

Szedł więc teraz mło­dzie­niec pie­chotą i po dłu­gim cza­sie przy­szedł do pew­nego wiel­kiego mia­sta. Na uli­cach był ruch i zamie­sza­nie, a herold na koniu sta­nął na rynku i obwie­ścił, że kró­lewna szuka sobie męża, ten jed­nak, kto chce ją posiąść, speł­nić musi cięż­kie zada­nie, a jeśli tego nie potrafi, będzie ska­zany na śmierć. Wielu pró­bo­wało już zdo­być kró­lewnę, ale darem­nie poświę­cili swe życie. Gdy mło­dzie­niec ujrzał kró­lewnę, pięk­ność jej tak go olśniła, że zapo­mi­na­jąc o nie­bez­pie­czeń­stwie zgło­sił się przed obli­cze króla jako kon­ku­rent.

Zapro­wa­dzono go nad morze i w jego obec­no­ści rzu­cono do wody złoty pier­ścień. Potem król kazał mu pier­ścień ten wydo­być i dodał:

– Pamię­taj, że jeśli wypły­niesz na brzeg bez pier­ście­nia, zosta­niesz tyle­kroć strą­cony w morze, aż zgi­niesz w falach!

Wszy­scy żało­wali pięk­nego mło­dzieńca i pozo­sta­wili go wresz­cie samego na brzegu. Gdy tak stał nie­szczę­sny, duma­jąc nad swoim poło­że­niem, spo­strzegł nagle trzy rybki, a były to te same rybki, któ­rym nie­gdyś ura­to­wał życie. Środ­kowa nio­sła w pasz­czy muszlę, którą zło­żyła na brzegu u stóp mło­dzieńca, a gdy ten podniósł ją i otwo­rzył, zna­lazł wewnątrz złoty pier­ścień. Pełen rado­ści zaniósł go kró­lowi, ocze­ku­jąc na obie­caną nagrodę.

Lecz dumna kró­lewna ani sły­szeć nie chciała, by mężem jej miał być mło­dzie­niec niż­szy od niej uro­dze­niem, i zażą­dała, by speł­nił on jesz­cze jedno zada­nie. Zeszła do ogrodu i roz­siała w tra­wie dzie­sięć wor­ków prosa.

Czytaj więcej  Baśnie braci Grimm - Weszka i pchełka

– Jutro, gdy słońce wzej­dzie – rze­kła – proso ma być z powro­tem zebrane do wor­ków i ani ziarnka nie może bra­ko­wać.

Siadł mło­dzie­niec w ogro­dzie i zamy­ślił się, jakby to zada­nie speł­nić, ale nic nie przy­cho­dziło mu na myśl, cze­kał więc smutny, aż nadej­dzie świt, spo­dzie­wa­jąc się śmierci. Gdy pierw­sze pro­mie­nie słońca padły na ogród, mło­dzie­niec ujrzał przed sobą dzie­sięć wor­ków prosa, a ani ziarnka nie bra­ko­wało. To wdzięczny król mró­wek spro­wa­dził tysiące tysięcy swych pod­da­nych, któ­rzy skrzęt­nie pozbie­rali proso i uło­żyli je w worki. Gdy kró­lewna zeszła po chwili do ogrodu, spo­strzegła, że zada­nie zostało speł­nione.

Ale nie mogła opa­no­wać swej pychy i rze­kła:

– Cho­ciaż speł­niłeś oby­dwa zada­nia, nie zosta­niesz moim mężem wcze­śniej, aż przy­nie­siesz mi jabłko z drzewa życia!

Mło­dzie­niec nie wie­dział, gdzie rośnie drzewo życia, ruszył jed­nak przed sie­bie i posta­no­wił iść, póki mu sił star­czy, choć nie miał nadziei, że je znaj­dzie. Gdy już prze­był trzy kró­le­stwa i wszedł pod wie­czór do ciem­nego lasu, usiadł zmę­czony pod drze­wem, aby się prze­spać; wtem usły­szał nad głową szum gałęzi i złote jabłko spa­dło mu w dło­nie. Jed­no­cze­śnie nad­le­ciały trzy kruki, które sia­dły na jego kola­nach i rze­kły:

– Ura­to­wa­łeś nas nie­gdyś od śmierci gło­do­wej; gdyśmy podro­sły i dowie­działyśmy się, że szu­kasz zło­tego jabłka z drzewa życia, pofru­nę­ły­śmy za może na kraj świata, gdzie rośnie drzewo życia, i przy­nio­sły­śmy Ci jabłko!

Z rado­ścią wró­cił mło­dzie­niec do kró­lewny, która już teraz nie miała wymówki. Podzie­lili jabłko życia na połowy i zje­dli je razem: wów­czas w sercu kró­lewny powstała wielka miłość dla mło­dzieńca i oboje w nie­zmą­co­nym szczę­ściu dożyli póź­nej sta­ro­ści.