Jan Brzechwa – Akademia Pana Kleksa – rozdział 20

Jan Brzechwa – Akademia Pana Kleksa – rozdział 20

17 listopada 2022 0 przez Anna Adamczyk

Jan Brzechwa – Akademia Pana Kleksa – rozdział 20 ŻYCIODAJNE BRODY

Nazajutrz wczesnym rankiem obudziła pana Kleksa cicha muzyka. To jeden z bajdockich
marynarzy imieniem Ambo, wyciągnięty w hamaku, grał na swojej nieodłącznej bajdolinie starą
marynarską piosenkę:

Prowadź, prowadź, kapitanie, Okręt szybki! Daj nam. daj nam na śniadanie Złote rybki.

Pan Kleks stanął na środku sali, włożył okulary i na dwóch palcach wygwizdał pobudkę. Po
chwili Parzybrodki wniosły na tacach filiżanki z zupą pomidorową i rogaliki z makaronu.
Gdy podróżnicy zjedli śniadanie i wyszli na ulicę, miasto w świetle dnia wydało im się
nieporównanie piękniejsze. Obok domów, które wyglądały jak wielkie drewniane okrąglaki, krzątały
się Parzybrodki odziane w kolorowe spodnie tudzież kamizelki ze słomianej plecionki. Tłumy dzieci
bawiły się na placykach w „berka” albo w „klasy”. Ulice tonęły w zieleni i w kwiatach, a barwne
kolibry i papugi, oswojone jak kury, dziobały ziarnka, które im z okien domów rzucały parzybrodzkie
dziewczęta.

Największe jednak zainteresowanie pana Kleksa obudziła praca mężczyzn. Siedzieli oni przed
domami dokoła kotłów i parzyli we wrzątku swoje brody. Kobiety podtrzymywały ogień na
paleniskach, a od czasu do czasu zanurzały w kotłach drewniane chochle, mieszały wrzątek i
próbowały jego smak.

Nietrudno było zauważyć, że każda z życiodajnych bród, w zależności od barwy, zawierała
składniki o odrębnym smaku. Były więc brody pomidorowe, burakowe, fasolowe, cebulowe,
szczawiowe, a z ich połączeń powstały inne, nader urozmaicone zupy. Stanowiły one wyłącznie
pożywienie ludności Parzybrocji. Na tym jednak nie koniec. Każdy mężczyzna w miarę potrzeby
smarował sobie brodę pomadą, stanowiącą odpowiednią przyprawę. Wśród pomad pan Kleks
rozpoznał pomadę chrzanową, solną, pieprzową i majerankową, ale były i takie, których wielki
uczony nie potrafił określić, chociaż dobrze znał się na kuchni.

– Genialne! Fantastyczne! – wołał raz po raz i biegał z łyżką od kotła do kotła kosztując
wszystkich rodzajów zup.

Podziw jego jednak przekroczył wszelkie granice, gdy na ulicy ukazali się członkowie Ważnej
Chochli i w różnych kotłach zanurzali po kolei swoje brody, dodając w ten sposób do zup
odpowiednie porcje makaronu.

Po dostatecznym wyparzeniu bród ich właściciele powyciągali je z kotłów, a następnie wytarli
ręcznikami do sucha. Dziewczęta przyniosły talerze. Jedne nalewały zupę, inne częstowały gości i
rozdawały posiłek domownikom.
Zjawił się również Nadmakaron, którego powitano z ogromną czcią. Gawędząc z panem
Kleksem, ten najwyższy dostojnik Parzybrocji wyjaśnił mu, że brody makaronowe są niesłychanie
trudne do zaszczepienia i jedynie siedmiu szczególnie zasłużonych Parzybrodów może się nimi
poszczycić, ale za to muszą użyczać makaronu pozostałej ludności, zwłaszcza do rosołu i zupy
pomidorowej.

Czytaj więcej  Masza i Niedźwiedź odcinek 23 - Podrzutek

– Wybaczy Wasza Dostojność – rzekł pan Kleks z pewnym zakłopotaniem w głosie – jestem
wprawdzie profesorem chemii na uniwersytecie w Salamance, ale chciałbym zapytać, czy brody, raz
wyparzone, nadają się do dalszego użytku?

– Jak najbardziej – odparł Nadmakaron z pobłażliwym uśmiechem. – Substancje zawarte w
parzybrodzkich brodach nie wyczerpują się nigdy, podobnie jak nie wyczerpują się bezwartościowe
składniki pańskiej brody, chociażby wyparzył ją pan nawet trzy razy dziennie. To chyba oczywiste?…
Chciałbym nadto wyjaśnić – ciągnął dalej Nadmakaron – że Parzybrodzi o różnych kolorach bród
jednoczą się w bractwa celem wymiany i łączenia smaków. Przy czym siedem bractw tworzy
krewniactwo. My, posiadacze bród makaronowych, obsługujemy wyłącznie krewniactwa, gdyż nie
bylibyśmy w stanie zaopatrywać każdego kotła z osobna.

Bajdoci słuchali opowiadania Nadmakarona z ciekawością, ale bez zachwytu.
Pan Kleks, który wyjął właśnie z kieszeni aparat do odgadywania myśli, powiedział z
przekąsem do swoich towarzyszy:
– Panowie, o ile mogę stwierdzić, myślicie wyłącznie o befsztykach i pieczeni wołowej.
Przyjrzyjcie się jednak, jaka wspaniała rasa ludzi wyrosła na parzybrodzkich zupach. Mieszkańcy
tego kraju nie układają wprawdzie bajek, ale za to łączą w sobie urodę ciała z pogodą ducha. Tak,
tak, panowie, bezmięsna kuchnia wydelikaca podniebienia i wpływa znakomicie na porost bród.
Po obiedzie członkowie Ważnej Chochli pod wodzą Nadmakarona poprowadzili gości na
zwiedzenie miasta.

W muzeum pamiątek wisiał ogromny portret Zupeusza Mruka, uderzająco podobnego do
Wielkiego Bajarza. Na postumentach stały gliniane posążki poprzednich Nadmakaronów, a pod
szklanym kloszem widniało coś, co przypominało kawałek żelaza. Ze słów gospodarzy istotnie
wynikało, że był to jedyny kawałek metalu, jaki ocalał w Parzybrocji.

– Przed trzydziestu laty – powiedział ze smutkiem Nadmakaron – najechały nasz kraj hordy
Metalofagów, którzy zrabowali i pożarli wszystkie metalowe przedmioty, zgromadzone w wyniku
wielu niebezpiecznych wypraw przez parzybrodzkich żeglarzy. Odtąd postanowiliśmy obchodzić się
bez metalu. Używamy jedynie gliny, drzewa i szkła. W ten sposób jesteśmy zabezpieczeni przed
nowym najazdem dzikusów z Metalofagii.

Zwiedzanie miasta potwierdziło słowa Nadmakarona. Zarówno zakłady tkackie, jak i warsztaty
stolarskie zaopatrzone były w maszyny i przyrządy ze szlifowanego szkła, palonej gliny oraz
hartowanego drzewa.

Przed wieczorem Ważna Chochla wydała na cześć gości przyjęcie. Na długich stołach pod
palmami ustawiono dzbany z nektarem kwiatowym o różnych woniach i smakach oraz frykasy z
eukaliptusa, daktyli i orzechów.

Czytaj więcej  Baśnie Braci Grimm – “Czerwony Kapturek”

Tymczasem Parzybrodzi krzątali się już przy kotłach, zaparzając brody do wieczerzy.
Nagle pan Kleks zamilkł, zerwał się z miejsca i zawołał wskazując na brodacza z czarnym
zarostem:
– Jest.

Madmakaron nie rozumiejąc, co znaczy okrzyk pana Kleksa odpowiedział spokojnie:
– Piękna broda, nieprawdaż? Mamy tylko pięć takich w naszym mieście. Gotujemy na nich
czerninę.

Pan Kleks podbiegł do czarnego brodacza i gwałtownym ruchem zanurzył jego brodę w
najbliższym kotle.
– Jest! – zawołał z zachwytem. – Kapitanie, proszę spojrzeć! Przecież to najprawdziwszy
atrament!

Wyciągnął z kieszeni pióro, zamoczył je w czarnym płynie i szybko zaczął kreślić w notesie
swój podpis, ozdobiony mnóstwem zamaszystych zawijasów.
– Patrzcie – wołał do Bajdotów – co za atrament! Genialny! Fantastyczny! Musimy dostać tę
brodę za wszelką cenę! Zabierzemy ją do Bajdocji. Będziemy mieli atrament! Niech żyje czarna
broda!

Nadmakaron dopiero teraz zrozumiał, o co chodzi. Ujął pana Kleksa pod ramię i oświadczył
uroczyście:
– Ja i mój lud bylibyśmy niezmiernie szczęśliwi, gdyby leżało w naszej mocy zaspokoić
życzenie tak wielkiego człowieka i uczonego. Bylibyśmy dumni, gdybyśmy mogli potomkowi
Zupeusza Mruka ofiarować nie tylko jedną, ale sto życiodajnych bród. Niestety, brody nasze są ściśle
związane z organizmem i po obcięciu więdną jak trawa. Nie miałbyś z nich pożytku, drogi
przyjacielu.
– Zmartwiłeś mnie, dostojny panie – rzekł cicho pan Kleks. – Bardzo mnie zmartwiłeś. Czy
pozwolisz wobec tego, aby jeden z twoich rodaków opuścił wasz kraj i udał się z nami do Bajdocji?
Obsypiemy go kwiatami i bajkami, a on w zamian będzie nam zaparzał swoją piękną, czarną,
atramentową brodę…

– O, nie! To niemożliwe! – oświadczył Nadmakaron. – Nasz organizm nie znosi żadnych
pokarmów poza parzybrodzkimi zupami. Gdyby ten, o którego chodzi, opuścił kraj, byłby do końca
życia skazany na spożywanie czerniny z własnej brody. A to jest przecież niemożliwe, gdyż tylko
odpowiednie mieszanki naszych zup zaspokajają niezbędne potrzeby organizmu. Nie mówmy o tym
więcej.

Po czym, zwracając się do Bajdotów, powiedział uprzejmie:
– Panowie, prosimy na wieczerzę!
Pan Kleks nie miał apetytu. Trzymał się na osobności, rozmyślał stojąc na jednej nodze,
wreszcie rzekł do swoich towarzyszy:
– Jutro, skoro świt, ruszamy w dalszą drogę. A teraz idziemy spać.
Nad miastem zapadła noc. Dogasały ogniska. Parzybrodzi nie używali światła, a zastępowała
je fosforowa przyprawa do zup, która pozwalała im widzieć w ciemności. Pan Kleks i Bajdoci
musieli po omacku dobrnąć do swoich hamaków.

Nawigacja<< Jan Brzechwa – Akademia Pana Kleksa – rozdział 19Jan Brzechwa – Akademia Pana Kleksa – rozdział 21 >>
Czytaj więcej  Jan Brzechwa - Akademia Pana Kleksa - rozdział 17
Ten rozdział jest częścią 20 of 32 Akademia Pana Kleksa Jan Brzechwa